Poniższy wywiad to zapis rozmowy przeprowadzonej z Domanem Nowakowskim, scenarzystą „Świata według Kiepskich” w latach 2019-2022. Jest to kolejny już wywiad opublikowany na naszej stronie, obok rozmowy z Panią Zofią Czerwińską oraz wywiadu z Karoliną Słyk i Adrianem Nowakowskim.
Zacznijmy zupełnie od początku – ponieważ jak wiadomo jest Pan nie tylko scenarzystą, ale pracował Pan i w Radiu ZET, i w TVP, gdzie współprowadził Pan „Apetyt na zdrowie”… Gdzie właściwie zaczęła się Pańska historia?
Doman Nowakowski: Moja historia zaczyna się w Zielonej Górze, co najlepiej wiedzą fani zupełnie innego serialu, czyli „39 i pół”.
O właśnie, skoro już Pan o tym wspomina – mówi się, że w „39 i pół” zawarł Pan wątki autobiograficzne. Czy to prawda?
DN: Tak, Karolak tam trochę zagrał mnie – kibica Falubazu z Zielonej Góry, który później zakotwiczył w Warszawie. Z kolei jego syn, Patryk, ma coś wspólnego z pewnym scenarzystą „Kiepskich” (choć nie tylko z Nim).
Z kolei na długo przed „39 i pół” była jeszcze inna produkcja, czyli kultowe „Miodowe lata”. Co sprawiło, że trafił Pan do ekipy scenarzystów?
DN: To pewnie trochę dziwne, ale nie pasowało mi bycie gwiazdą radiową czy telewizyjną, bo ja zawsze chciałem PISAĆ. Więc w trakcie gwiazdorzenia w radiu i TV (Radio ZET i „Apetyt na zdrowie” z Kaśką Dowbor) rozglądałem się za możliwością pisania czegokolwiek. Najpierw tedy Wiesiek Paluch, kumpel z akademika (dziś kręci nasz wspólny scenariusz o zespole KSU), poznał mnie z Michałem Kwiecińskim (wówczas początkującym producentem) i tak napisałem swój pierwszy serial „Pokój 107”, a równolegle „Keczup Schroedera” i „Usta Micka Jaggera” dla teatru TV. No i po premierze „Ust…” dorwał mnie Maciek Strzembosz i mi powiedział, że właśnie zaczynają prace nad takim sitcomem (nie wiedziałem wtedy, co to jest sitcom), że to będzie dla mnie świetna nauka pisania, bo to napisali nowojorscy Żydzi, a oni są najlepsi w komediach. No więc ponieważ wtedy akurat zastanawiałem się, czy nie iść do jakiejś płatnej szkoły scenopisarstwa, to sobie pomyślałem, że podoba mi się TA WŁAŚNIE szkoła – czyli taka, w której się jednocześnie uczę, ale to SZKOŁA MI PŁACI (i to duże pieniądze). I właśnie głównie dlatego połowa „Miodowych lat” to są moje odcinki (najpierw to były adaptacje epizodów amerykańskich, a potem już nasze własne pomysły).
I wreszcie w 2019 zaczął pan pracę nad “Światem według Kiepskich” wraz z Adrianem Nowakowskim i Karoliną Słyk. Jednak zanim został Pan scenarzystą Kiepskich – kiedy właściwie po raz pierwszy zetknął się Pan z tym serialem?
DN: Z „Kiepskimi” zetknąłem się dokładnie w momencie, gdy napisałem bodaj pierwszy odcinek „Miodowych…” (wtedy jeszcze adaptację). Tenże wspomniany Maciek Strzembosz powiedział mi coś w stylu „musimy podwoić wysiłki, bo Wrocław startuje z serialem <<o jakichś Kiepskich>> i tam podobno ma wystąpić <<Matka Boska Kiepska>>”. No to wtedy NAPRAWDĘ zrozumiałem, że muszę podwoić wysiłki.
A jak wyglądało „od kulis” Pańskie dołączenie do ekipy Kiepskich?
– Ale my potrzebujemy 12 odcinków! Co proponujesz? – zapytała Anna.
…myślę, że wiecie, co zaproponowałem.
Była jakaś presja wynikająca z „przejmowania” serialu po – można by rzec – jego ojcu, Aleksandrze Sobiszewskim?
Co by nie mówić: jak zobaczyłem, ILE ODCINKÓW napisali Sobiszewcy to mi szczęka opadła, serio. Ja napisałem raptem 323 odcinki „Świętej wojny” i myślałem, że gościu jestem…
A samo wejście w język bohaterów było dla Pana bezbolesne czy jednak sprawiało jakieś trudności?
Wracając do języka: wszyscy mnie się czepiali, że ja go za bardzo nie czuję – i chyba mieli rację. Na szczęście – jak mówię – mieliśmy na pokładzie fanów Kiepskich – Karolinę i Adriana – którzy z Kiepskimi się wychowali – coś jak wielu z Was, co nie?
No więc jak już zrozumiałem, że chyba faktycznie nie daję rady, to wysyłałem odcinki mojej „przyszywanej córeczce” Karolinie – a Ona mi odsyłała już poprawne dialogi.
Z kolei w niektórych odcinkach obok Pańskiego nazwiska znajdowało się też nazwisko reżysera, Adka Drabińskiego. Jaki był jego wpływ na te scenariusze?
…ale ja nie jestem fanem Kiepskich, nie chciało mi się oglądać 500 odcinków, więc spytałem fanów – o co tu chodzi? A znani mi fani, czyli współscenarzyści, producentka i reżyser też tego nie wiedzieli (wiem, zaraz powiecie, że to pewnie oczywiste, czekam na zjeby). I Adek wtedy mi rzucił taki temat: „wyobraź sobie, że oni otwierają drzwi do tego kibla, a tam siedzi Hitler i je jajecznicę”. No to wymyśliłem odcinek o tym Hitlerze… a potem się okazało, że ja ten odcinek już raz wymyśliłem wcześniej, w „Świętej wojnie”, a potem ZAPOMNIAŁEM (sorry, 323 odcinki, 20 lat minęło!) – czyli wymyśliłem mniej więcej TO SAMO jeszcze raz! Na szczęście Adek nie polubił mojego Hitlera i stworzył jakiegoś hauptsturmfuehrera von Cośtam. I bardzo dobrze, bo fajnie to wyszło.
A zatem, tak jak pan wspomniał, po śmierci Dariusza Gnatowskiego odcinek przerodził się w naturalny hołd dla postaci Boczka, wcześniej był także hołd dla Pani Zofii Czerwińskiej i postaci Malinowskiej. Czy „Duch Malinowskiej” to była Pańska inicjatywa czy pomysł producentów?
DN: Szczerze mówiąc to nie pamiętam, czyja to była inicjatywa, ale bardzo możliwe, że faktycznie moja. Bardzo lubiłem tę aktorkę i faktycznie chciałem oddać hołd Malinowskiej… a że to był pierwszy odcinek, który napisałem – temat sam się narzucał…
A czy zdarzyło się, że jakiś Pański pomysł na fabułę lub wręcz cały scenariusz został odrzucony?
DN: Dużo. Czasem aż mi ręce opadały. Ale od razu mówię: już tych pomysłów nie pamiętam. Możliwe, że były zanadto odjechane.
Czy ma Pan jakieś osobiste relacje z aktorami Kiepskich?
DN: Nie. Adrian i Karolina byli raz u nich na imprezie we Wrocku – ja nie. To znaczy: kiedyś sobie pogadałem ze świętej pamięci Darkiem Gnatowskim, spotkaliśmy się na planie innego mojego serialu „Kasia i Tomek” – i to chyba tyle. Generalnie idzie głównie o to, że Kiepscy powstawali we Wrocławiu, a my to pisaliśmy w Warszawie, więc siłą rzeczy kontakt był utrudniony.
A zna Pan okoliczności przyłączenia się Pani Renaty Pałys do ekipy pisarskiej?
DN: Nie znam. Ale bardzo fajne odcinki napisała!
To może teraz trochę gdybania – gdyby jednak ogłoszono kolejną serię, to o czym by Pan chciał napisać?
DN: Na pewno szedłbym w absurd – latanie na kiblach i tego typu historie. Za to właśnie kocham „Kiepskich” – za ten ODJAZD (wiem, z pierwszego sezonu, tak…?) To coś jak sny Bercika w „Świętej wojnie” – to była dla mnie największa frajda, Bercik cesarz, który całuje w dupę kaczkę – to mnie zawsze kręciło i dalej mnie to kręci. A w Kiepskich to wcale nie musiał być sen, konwencja była taka, że wszystko mogło być naprawdę… Inna sprawa, że ja bardzo lubiłem postać Boczka i zawsze starałem się go włączać w odcinki. No a teraz… cóż…
Ma Pan jakiś swój ulubiony sitcom?
DN: Nie mam. Jestem dziwnym typem, który nie ogląda sitcomów. Ale lubię klimaty tych wszystkich parodii Zuckerów, Abrahamsów w stylu „Czy leci z nami pilot?” etc. Cenię sobie czysty absurd.
Dobrze, a więc już na koniec chciałbym zapytać – czy jest jakiś serial w Pańskiej filmografii, do którego chciałby Pan wrócić, który powinien zostać wznowiony?